Jeśli w treści często pojawiają się obok siebie te same marki, strony i pojęcia, Google potrafi wyciągnąć z tego wniosek, że są ze sobą tematycznie powiązane. Co‑citation i co‑occurrence opisują właśnie takie „powiązania z kontekstu” – czasem wynikające z linków, ale równie często z samych wzmianek i sąsiedztwa słów, a nie z samego anchora.

Co‑citation i co‑occurrence – definicje
Co‑citation (współcytowanie)
W SEO co‑citation opisuje sytuację, w której dwie strony/marki są przywoływane przez te same źródła (np. artykuły branżowe, zestawienia narzędzi, analizy), przez co algorytm może uznać je za tematycznie powiązane. W wersji uproszczonej: jeśli wiele stron wspomina markę X obok marek Y i Z (czasem z linkami, czasem bez), buduje się skojarzenie „to jest ta sama kategoria/temat”.
Co‑occurrence (współwystępowanie)
Co‑occurrence to z kolei bliskość pojęć w treści: Google widzi, że na stronach o danym temacie powtarzają się pewne zestawy słów i encji (np. „audyt SEO”, „Search Console”, „Core Web Vitals”, „crawl budget”), więc łatwiej rozumie, o czym jest dokument i do jakich intencji pasuje. To podejście ma mocne oparcie w klasycznych koncepcjach IR (information retrieval) i w patentach, które opisują ocenę dokumentów na podstawie relacji terminów oraz ich odległości w tekście.
Skąd to się wzięło i dlaczego to ma znaczenie w SEO
Co‑citation i co‑occurrence wywodzą się z bibliometrii (analizy cytowań w publikacjach), ale w wyszukiwarce mają sens, bo internet działa podobnie: jedne źródła „polecają” inne – linkiem, nazwą marki, albo po prostu w kontekście zdania. Bill Slawski opisywał patenty Google dotyczące „word relationships”, gdzie istotna jest nie tylko obecność terminów, ale też ich lokalne relacje (np. w obrębie zdań/akapitu) i wynikające z tego dopasowanie dokumentu. To nie jest obietnica „linki przestaną mieć znaczenie”, raczej sygnał, że semantyka i rozumienie encji mają coraz większy udział w tym, co trafia wysoko.
Jak to wpływa na SEO – bez mitów
Najważniejsze: wzmianki bez linka nie są tym samym co link i nie przenoszą PageRank. John Mueller wprost mówił, że Google potrafi rozpoznać wzmiankę jako wzmiankę, ale „to nie jest link” i „nie przekazuje PageRank”. To ustawia oczekiwania: co‑citation może pomóc w rozumieniu powiązań (np. reputacja, kategoryzacja, entity understanding), ale nie należy traktować go jako prostego zamiennika link buildingu.
Z drugiej strony, Google oficjalnie opisuje, że systemy rankingowe starają się zrozumieć znaczenie zapytania i dopasować najbardziej trafne wyniki, a to w praktyce wymaga analizy kontekstu i zależności pojęć. Patenty i analizy branżowe sugerują, że współwystępowanie istotnych terminów/encji może wpływać na ocenę dokumentu i na re‑ranking wyników (czyli „przestawienie kolejności”), zwłaszcza przy zapytaniach wieloznacznych.
Co‑citation vs linki vs „brand mentions”
Poniższa tabelka porządkuje trzy zjawiska, które często miesza się w dyskusjach.
| Zjawisko | Co to jest w praktyce | Co może dawać w SEO | Ograniczenia / ryzyka |
|---|---|---|---|
| Link (backlink) | Klikalny odnośnik z innej strony do Twojej. | Klasyczny sygnał z „grafu linków”; przy dobrych linkach zwykle pomaga w widoczności i odkryciu treści. | Słabe/masowe linki mogą zostać zignorowane lub zaszkodzić, jeśli są manipulacyjne. |
| Wzmianka (brand mention) | Ktoś pisze o marce/stronie bez linka. | Buduje rozpoznawalność i może wspierać rozumienie encji (pośrednio), ale nie działa jak link w sensie PageRank. | Nie przenosi PageRank; łatwo „przepalić” temat spamem w mało wiarygodnych źródłach. |
| Co‑citation | Wiele źródeł „cytuje”/wspomina podobny zestaw marek/stron, budując relacje tematyczne. | Wzmacnia skojarzenia „kto jest w tej samej lidze tematycznej”, wspiera mapę powiązań. | Trudne do izolowania i mierzenia; bez jakościowych źródeł efekt może być żaden. |
Jak budować co‑occurrence w treściach
W praktyce co‑occurrence nie polega na dopisywaniu „słów podobnych”, tylko na tym, by tekst miał naturalny zestaw pojęć, których Google oczekuje w danym temacie. Jeśli strona ma rankować na zagadnienia techniczne, to zwykle musi pojawić się „słownictwo operacyjne”: narzędzia, metryki, procesy, typowe problemy i ich rozwiązania – w sensownym sąsiedztwie, a nie w słowniczku na końcu.
Jest też druga warstwa: encje. Gdy w treści konsekwentnie pojawiają się nazwy technologii, usług, standardów czy narzędzi powiązanych z tematem, łatwiej „zakotwiczyć” dokument w konkretnej kategorii znaczeniowej.

Jak budować co‑citation
Co‑citation najczęściej „robi się przy okazji”, gdy marka realnie funkcjonuje w branżowym ekosystemie treści: jest cytowana w artykułach, porównaniach, raportach, podcastach, webinarach, case studies. To działa najlepiej, kiedy wzmianki pojawiają się obok innych rozpoznawalnych bytów z tej samej niszy. Wtedy skojarzenie jest czytelniejsze. I tu ważna dygresja: da się kupić publikację, ale trudno kupić wiarygodny kontekst na masową skalę; algorytmy i wytyczne Google są wyczulone na schematy manipulacji.
Jeden praktyczny kierunek:
- Tworzenie treści „cytowalnych” (dane, definicje, frameworki, mini‑badania) oraz dystrybucja ich do branżowych mediów.
- Obecność w zestawieniach „narzędzia/firmy/rozwiązania” w swojej kategorii, najlepiej tam, gdzie redakcja realnie porównuje opcje.
- Wspólne publikacje lub komentarze eksperckie, gdzie obok marki pojawiają się inne encje z tematu (partnerzy, standardy, technologie).
Pułapki i nieporozumienia, które wracają jak bumerang
Pierwsza pułapka to mylenie co‑citation z „wzmianką bez linka, która działa jak link”. Google może rozpoznać wzmiankę, ale to wciąż nie jest ten sam mechanizm co link i PageRank – to różne warstwy systemu. Druga pułapka to przesada w „semantycznym dopalaniu”: jeśli tekst zaczyna brzmieć jak słownik pojęć, co‑occurrence staje się sztuczne i bardziej przeszkadza w odbiorze (a „people‑first” to nadal twardy kierunek Google).
Trzecia rzecz jest mniej oczywista: co‑occurrence nie oznacza LSI keywords, bo LSI to konkretna technika z innych czasów i nie jest tym, co potocznie sprzedaje się w SEO jako „wrzuć listę LSI i będzie rankować”. Lepiej myśleć o tym jako o pokryciu tematu i intencji: czy treść ma komplet pojęć, które realnie opisują problem, i czy są one użyte w logice procesu.
Jak mierzyć efekty (czyli co sprawdzać, gdy nie ma jednego „wskaźnika co‑citation”)
Nie ma w narzędziach Google przełącznika „co‑citation: ON”, więc mierzenie jest pośrednie. Najczęściej obserwuje się: wzrost liczby zapytań brandowych, wzrost widoczności na frazy z długiego ogona, poprawę CTR na wynikach brand + kategoria, oraz – w dłuższym horyzoncie – większą łatwość zdobywania linków, bo marka jest „oswojona” w branży. Od strony stricte technicznej warto równolegle pilnować podstaw: crawlable linki, sensowna architektura informacji, oraz treści, które odpowiadają na potrzeby użytkownika – bo bez tego nawet najlepsze „sygnały kontekstowe” będą miały sufit.
I taka myśl na koniec, już bardziej praktyka niż teoria: co‑citation i co‑occurrence zwykle działają najlepiej wtedy, gdy nie próbuje się ich „wdrożyć”, tylko buduje się sensowną obecność w temacie – treścią, dystrybucją i relacjami z miejscami, które same mają autorytet. Jeśli to ma wyglądać naturalnie, to w większości przypadków… musi takie być.

